Mamą być czyli przemyślenia na Dzień Mamy…
Kiedy zapragnęłam zostać Mamą, nie miałam bladego pojęcia co mnie czeka. Znajome opowiadały o nieprzespanych nocach, braku czasu i dosłownym uwiązaniu w domu, ale nie zwracałam na to uwagi. Moim głębokim i prawdziwym marzeniem było usłyszeć od swojej pociechy „Kocham Cię Mamo”.
Dziś mam 33 lata i moje marzenie spełniło się podwójnie. Pisząc ten tekst na rękach leży mi ząbkujący Maksio, który od paru dni pokazuje mi co znaczą trudy macierzyństwa. Marudzi, popłakuje, nie chce za bardzo spać w nocy, ale moment gdy usypia w moich ramionach, gdy wtula swoją wcale już nie małą główkę w moje zmęczone od noszenia go ciało, sprawia, że w tym momencie czuje się mamą na 100%.
Zauważyłam, że ostatnio o macierzyństwie pisze się dość szorstko, albo w drugą stronę jakby to był wyłącznie raj na Ziemi. U mnie nie ma czerni i bieli, za to jest cała paleta kolorów i emocji, od udręczenia po nieziemską euforię. Bo macierzyństwo daje nam i zabiera. Daje niesamowite pokłady miłości, na nowo wraz z dzieckiem zachwycasz się światem, zauważasz do tej pory oczywiste rzeczy i nie wstydzisz śmiać się do rozpuku i na trzeźwo tarzać się po trawie. Odczuwasz dumę gdy twoje dziecko mówi wierszyk na akademii, choćby 5 razy zapomniało tekstu i przez pół wierszyka dubało w nosie. To jest coś niesamowitego, że z malutkiego niemowlaka, który nie mówi, nie chodzi i jest zdany wyłącznie na Ciebie, wyrasta kreatywnie myślący dzieciak, który opowiada niesamowite historie, nagle uczy się pisać i sam kształtuje swoje zdanie, na różne tematy. Weronika zaskakuje mnie swoją kreatywnością, maluje niesamowite obrazki i zachwyca się małymi rzeczami, przy okazji ucząc mnie, że życie jest piękne! No i przypomniałam sobie na nowo wszystkie bajki Disneya. Kupując zabawki dla Weroniki, momentami czuje, że kupuje je tez dla siebie. Ale nie jestem w tym osamotniona, Daniel już czeka aż Maks podrośnie i ma w planach zakupić playstation… oczywiście dla Maksia 😛 I muszę to napisać – gdy Maks się uśmiecha mam wrażenie, że w pokoju zrobiło się jaśniej, cieplej. To tak jakby po długiej zimie przyszła wiosna. Wszystko w momencie staje się lepsze…
Oczywiście są i gorsze chwile, gdy dzieciaki chorują, gdy cierpią, coś im przeszkadza. Z Maksiem jest o tyle ciężko, że męczy go bardzo alergia, wstaje w nocy i się drapie. Szczerze, nie pamiętam kiedy przespałam całą noc. Dochodzą do tego ciągłe zmartwienia, jak mu ulżyć, bo AZS jest bardzo dokuczliwe, świąd potrafi być tak dotkliwy jak uczucie 10-krotnego ugryzienia komara. Męczymy się z tym wszyscy, bo choroba jednego odbija się na całej rodzinie. Mam nadzieję, że z czasem alergia złagodnieje, albo nie będzie na tyle męcząca by utrudniać synkowi spanie i zabawę. I będę mogła mu dać jeść wszystko na co będzie miał ochotę.
Jestem szczęściarą, ale odczuwam momentami to klasyczne uwiązanie w domu. Mieszkamy w takim kraju, że młodzi muszą dużo pracować by godnie żyć. By zapewniać swoim dzieciakom tak zwane dobre życie, odbieramy im wspólny czas. Ostatnio moja znajoma śmiała się ze mnie, że mogłabym nazwać się samotną matką bo mój ukochany dużo pracuje. Troszkę w tym prawdy, ale i tak nie mam tak źle, bo mieszkam w swoim kraju, niedaleko rodzice, najbliżsi, zawsze mogę poprosić ich o pomoc i wyskoczyć do fryzjera czy na fitness. Ale nie miałabym nic przeciwko, jakby warunki w naszym kraju były bardziej sprzyjające, a wspólny czas trochę się powiększył. Cieszę się, że mamy z Mężem partnerskie relacje, że wręcz wygania mnie z domu, gdy widzi, ze poziom mojej cierpliwości jest na wyczerpaniu. To bardzo ważne by we wspólnym rodzicielstwie, o sobie nie zapomnieć, dawać sobie czułość i uwagę. Przecież na początku było nas dwoje! Trzeba na to bardzo uważać, by nie zatracić się w rodzicielstwie, czy pracy bo potrzeby finansowe rosną. Równowaga jest tu wskazana, bo dzieci najbardziej potrzebują zakochanych w sobie rodziców i spokoju w domu.
Kocham być mamą, ale przyznam się Wam, że nie opanowałam jeszcze organizacji czasu przy dwójce dzieciaków. Jeszcze dużo nauki przede mną i masa nieodkrytych pokładów cierpliwości. Tak naprawdę to po urodzeniu Maksia, tak wszystko się pozmieniało, tak dużo było różnych zawirowań i mało czasu na przemyślenia, że zauważyłam, że tak naprawdę nie wiem kim jestem. Nie jestem już dawną sobą… wszystko się zmieniło, przewartościowało… To co było trochę się zdezaktualizowało i nie ma powrotu. Muszę nauczyć się wydzielać własną przestrzeń, znaleźć pomysł na siebie by nie wypalić się jako Mama. Bo to bardzo ważne mieć swoje sprawy poza domowymi obowiązkami i radościami. Nie mam ochoty niczego przyspieszać, cieszę się z każdej chwili spędzonej z dzieciakami, ale równie mocno chce poczuć spełnienie jako Żaneta, na nowo odkryć siebie, poznać i podbijać świat z dzieciakami pod pachą i ukochanym przy boku.
Każdego dnia dostaje nagrodę i podziękowanie za bycie Mamą, czy to w postaci buziaka, zerwanego polnego kwiatka lub tego ukradzionego od sąsiada z rabatki czy rysunku namalowanego podczas lekcji plastyki. Nie tęsknie za tym co było, życzę sobie tylko w duchu więcej życiowej mądrości bym dobrze wychowała dzieciaki, więcej cierpliwości i mega pokładów energii bym zdołała być i spełnioną Mamą i spełnioną żoną i w tym wszystkim spełnioną sobą!!!