La La Land
Podobnież istnieją tylko dwie ścieżki życiowe, które ostatecznie wybieramy: miłość albo strach. To nimi kierujemy się naprzemiennie, czyniąc swoje życie bardziej lub mniej udanym. Każdy z nas pragnie być kochany, akceptowany dlatego tak namiętnie szukamy tej prawdziwej miłości, która wybuchnie niczym wulkan i zostanie z nami do ostatniego oddechu. Jest jeszcze jedna prawda, która napędza nasze życie, jest nadzieją i lękiem jednocześnie: każdy z nas boi się, że jest przeciętny. A przecież żyjemy w świecie, w którym każdy jest wyjątkowy i powinien oszałamiać charyzmą i niezwykłą osobowością. Dlatego tak mocno chcemy osiągnąć sukces bądź znaleźć tą jedyną na świecie osobę, która w naszych oczach widzi cały świat. Chcemy potwierdzić swoją wyjątkowość. „La la land” to film, który bardzo mocno do mnie przemówił, poruszył mnie do głębi. No bo kto z nas nie chce przeżyć prawdziwej miłości i kto z nas nie marzy o tym by ktoś docenił nasz talent, wiedzę, profesjonalizm? Ale czy w tym świecie można mieć jedno i drugie?
Bohaterowie „La La Land”, aktorka i muzyk, spotykają się dzięki melodii. Ona biega na przesłuchania i obsługuje w kawiarni wielkie gwiazdy, marząc, że kiedyś zostanie jedną z nich. On jest kochającym jazz pianistą, który pragnie wskrzesić jego wielkość, w własnym klubie. Pierwsze spotkania nie zwiastują uczucia, ale jak to przewrotnie bywa połączy ich nie tylko miłość, ale także wspólna walka o spełnienie marzeń. Wspierają się, inspirują i motywują. Każde z ich czuje frustrację, bo droga na szczyt jest mozolna. Nigdy nie jest łatwo gdy zaczynamy sobie zadawać pytanie : być czy mieć? A jak to bywa w artystycznym świecie, to pytanie zawsze pada.
Emma Stone i Ryan Gosling są stworzeni do tych ról. Aktorzy udowodnili już nie raz, że tworzy się między nimi prawdziwa chemia na ekranie. To nic, że nie mają wybitnych głosów, czy daleko im do Freda Astaire’a i Ginger Rogers. Oni są prawdziwi, uroczy i mają tak zwane „serce na dłoni”. Kibicujemy więc ich miłości i marzeniom.
La La Land
Mam wrażenie, że „La La Land” to film w filmie. Jest to porywający musical, przypominający mi filmy złotej ery Hollywood ( uwielbiam!!!), jak i nastrojowa opowieść o miłości pary artystów, którzy marzą o spełnieniu zawodowych ambicji. Bardzo podoba mi się to zawieszenie między tradycją a nowoczesnością. Sceny szalonych tanecznych wariacji, zabierają nas w zupełnie inny świat, budzimy się dopiero, słysząc dzwonek smartfona. Wtedy uświadamiamy sobie, że to film nakręcony w 2016 roku, a nie w latach 60. Mogłabym rozpisywać się o cudownej scenografii, zapierających dech w piersi widokach ( tam wszystko jest piękne, każdy widok nadaje się do zdjęć na instagram), stylizacyjnych perełkach. Ten film to baśń, oczy chłoną każdy piękny szczegół. To uczta, dla oczu, uszu i serca. A muzyka? Muzyczny temat przewodni filmu to prawdziwa perełka, melodia, która zostaje z nami na długo. Tak samo jak dwie piosenki “City of Lights” i Audition (The Fools Who Dream). Tu nie ma złych piosenek, soundtrack filmu towarzyszy mi od paru dni.
La La Land
Reżyser Damien Chazelle, po raz drugi potwierdził jak wielki ma talent, aż strach pomyśleć, że ma dopiero 31 lat, a na koncie już dwa filmy wybitne – „Whiplash” i „La la Land”. Jeden i drugi łączy muzyka i dążenie do spełnienia marzeń, dążenie do doskonałości. Doskonale pamiętam jak wstrząsnęła mną historia młodego perkusisty, który swoją pracowitością i wręcz morderczym wysiłkiem zdobył to o czym marzy – doskonałość. Reżyser drugi raz pokazuje nam, że poklepywaniem po plecach i siedzeniem w jednym miejscu kariery nie zrobimy. Potrzeba też odwagi! Za marzenia i dążenie do celu drogo się płaci. Samotnością i ciężką pracą. Czy zatem warto marzyć? Na to odpowiedzcie sobie sami. Za to warto iść do kina i pozwolić złamać sobie serce.
La La Land