Jak poradzić sobie w kryzysie? Moje sprawdzone sposoby!
Im dłużej żyje, tym bardziej uświadamiam sobie, ile zależy od nas samych. Od naszego nastawienia i spokoju. Jak byłam nastolatką, każdy problem, nieporozumienie urastał do rangi kryzysu. Czegoś, czego pokonanie wymagało ode mnie nadludzkich sił. Dziś wiem, że były to niewielkie wyboje na drodze, po prostu nie miałam wiedzy, ani doświadczenia, albo inaczej mówiąc narzędzi, by sobie z nimi poradzić. Musiałam swoje przeżyć, przeczytać i przegadać, by nauczyć się jak sobie radzić z kryzysami.
A po drodze jest ich dużo. Pierwsze związki, pierwsze problemy z tożsamością i pytaniem kim jestem i do czego dążę, radzenie sobie z rodzicami, którzy nie zawsze akceptują nasze wybory, macierzyństwo i ponowne pytania: kim jestem i czy mam iść do przodu, skoro tęsknię do dawnej siebie. Pamiętam definiowanie siebie po urodzeniu dziecka, to było trudne, bo na nowo musiałam uczyć się siebie. Czy zostać w domu, czy iść do pracy? Jak być dobrą mamą, dobrą partnerką…
Ten kto czyta moje social media wie, że ten rok był dla mnie jednym wielkim kryzysem, a jednocześnie stał się podróżą do lepszego ja. Na taką drogę weszłam, gdy minął pierwszy szok. Pomyślałam o kryzysie jak o podróży do mojego lepszego ja! Chciałabym, żebyś przeczytała, jak mój kryzys wyglądał i co najważniejsze jak wyglądała moja droga wychodzenia z niego.
Zawsze byłam silna! Cokolwiek by się nie działo, brałam to na klatę lub niosłam na plecach z uśmiechem na twarzy! Nie chciałam nikomu pokazać, że nie potrafię, że za ciężko, że boli! Przecież ja zawsze dam radę! Jestem pozytywnym wojownikiem! Przecież inni mnie chwalą, że daje rade, że kto jak nie ja! Pokonam wszystko! No i pokonałam…. siebie!
Pierwszy raz w życiu poczułam, że mogę, a wręcz powinnam być bezsilna. Że owszem to boli… ale to jest prawda!
U mnie pękła tama, wylało się wiele łez… A po nich przyszła prawda….
Gdy boli… mów, że boli.
Gdy nie masz siły… mów, że potrzebujesz odpocząć.
Gdy ktoś Cię zranił… mów, że Ci przykro.
Bądź sobą. Bądź w prawdzie.
Ze spuchniętymi nogami.
Ze złamanym sercem.
Z bezsilnością.
To też Ty! To też JA!
I jakkolwiek byłoby źle, gdy będziesz prawdziwa, znajdziesz wyjście, które Cię wyzwoli.
Czasem najtrudniej spojrzeć w lustro i powiedzieć sobie prawdę. Może za bardzo się biczujesz, może Twój partner nie jest dla Ciebie dobry, może bardziej pielęgnujesz iluzje w głowie, niż powiedzieć sobie jak jest, może ta praca daje Ci więcej bólu niż korzyści, może, zamiast się odchudzać, powinnaś popracować nad poczuciem własnej wartości. Może choroba przyszła do Ciebie, bo potrzebujesz się sobą zaopiekować.
Powiedz sobie prawdę albo ja napisz. Bądź, ze sobą szczera, nie wymyślaj. Zobacz, w jakim jesteś miejscu! Wtedy możesz ruszyć do przodu!
Gdy dowiedziałam się o swojej chorobie, nie umiałam o niej rozmawiać z najbliższymi. Bałam się jak cholera, nie chciałam przenosić strachu na innych. Nie chciałam by widzieli jak słaba i bezsilna jestem.
Poszłam do osoby, którą znałam i której ufałam, o której wiedziałam, że uniesie ciężar tej rozmowy. Która nie powie” jak nie Ty, to kto”, “jesteś silna, dasz radę”, “weź się w garść”. Takie slogany są dobre i pokrzepiające jak Twój problem jest malutki.
Bo gdy usłyszysz “weź się w garść”, a tego najzwyczajniej nie potrafisz, to jak się poczujesz? No właśnie…
Dlatego pomimo wielkiego wsparcia moich najbliższych, poszłam na terapię, bo tak podpowiadała mi intuicja. Nie jestem w stanie opisać, jak dobrze zrobiła mi rozmowa, z osobą, która nie ocenia, której nie wstydzimy się powiedzieć o swoich najgorszych scenariuszach, o swoich najczarniejszych myślach…
Prawda wyzwala i otwiera na nowe….
Jeżeli czujesz, że jest z Tobą źle, nie dajesz rady, męczysz się, zadbaj o podstawy. Zdrowy sen, dobre jedzenie, picie wody, unikanie używek, nauka oddychania, spacery, medytacja — nie zapominaj o tym. Wiem, że w kryzysie Twój umysł, myśli tylko o problemie, ale jak zadbasz o siebie, o wiele szybciej wyjdziesz z kryzysu i nie dołożysz sobie nowego!
Pamiętaj zdrowe ciało to zdrowy duch!
Gdy wyszłam ze szpitala i dostałam torbę leków i zalecenie corocznych badań poczułam się osamotniona. Ok, dostałam leki, albo podziałają, albo nie, ale co dalej!
Z racji, że ja jestem z tych, co działają, zaczęłam szukać, co może mi pomóc.
Byłam na ustawieniach systemowych, refleksologii, u osteopaty, na face modelingu. Rozmawiałam ze specjalistką od olejków eterycznych, zaczęłam czytać niezliczone ilości książek o uzdrawianiu.
Poznałam tyle wspaniałych osób, które leczą dotykiem, dźwiękiem, rozmową. Każde zalecenie było ciekawe i warte sprawdzenia. Zaczęłam myśleć o zdrowieniu, nie chorobie.
To dotyczy każdego kryzysu!
Gdy poszukujesz rozwiązania, często się potykasz i masz chwilę zwątpienia. To naturalne! Dlatego potrzebujesz grupy wsparcia, która Cię zmotywuje do dalszej wędrówki. Każdy z nas potrzebuje drugiego człowieka, mentora, przyjaciółki, znajomej, która popchnie Cię do przodu, gdy opadasz z sił.
Ja zawsze mogłam liczyć na swoich najbliższych, którzy nie traktowali mnie jak ofiary, tylko jak wojownika.
Pomogły mi też dziewczyny, do których chodziłam na zabiegi – Ilona, Dorota, Anna, moja terapeutka! Prawdziwa magiczna grupa wsparcia!
Kto mnie zna wie, że kocham oglądać dramaty i czytać smutną literaturę. Odcięłam się od tego w najgorszym momencie, gdy nie radziłam sobie ze strachem. Zastąpiłam to komediami, książkami o uzdrawianiu, spokoju i medytacji. Nie wiem jak Wy, ale ja jak chorowałam na grypę czy inne dziadostwo, które musiałam wyleżeć, spędzałam w towarzystwie “Sexu w wielkim mieście” lub “Przyjaciół”. Choroba zawsze szybko mijała. Potrzebowałam wtedy się pośmiać!
Odpoczęłam od wiadomości, social mediów, odobserwowałam profile, które mi szkodzą a zaczęłam obserwować te, które mnie wzmacniały!
Gdy powoli wychodzisz na prostą i widzisz jak bardzo ta droga wychodzenia z kryzysu, Cię zmieniła czas zacząć praktykować wdzięczność. Za najmniejsze rzeczy…
Ostatnio przeczytałam u Piotra Buckiego, którego bardzo cenie, że traktuje każdy swój dzień jako miniaturowe życie.
Ja też każdy dzień traktuję jak cud.
Każdy dzień, w którym mam szanse, wstać, zjeść dobre śniadanie, oddychać pełną piersią, jechać do pracy autem, podziwiać widoki i zmieniającą się aurę, porozmawiać z ludźmi, przytulić dzieci i zapytać siostrę co słychać, wgryźć się w soczyste jabłko, zrobić zdjęcie, napisać post, napić się ziołowej herbaty, udekorować mieszkanie, zadbać o ciało, przeczytać coś inspirującego i kończyć dzień z ukochanym słuchając jak gra na gitarze, dogrywając melodie podczas serialu, który oglądamy!
Dla mnie te proste, przyjemne czynności są cudem. Za to kocham swoje życie.
Jaki powinien być mój cel?
Każdego dnia chce czegoś się nauczyć, być z bliskimi, zrobić coś dla drugiego człowieka, troszczyć się o ciało, zainspirować się, zjeść coś pysznego i coś, co ożywi moje ciało, zaopiekować się sobą, jak będę tego potrzebować. Spróbować żyć bez presji, w zachwycie. W danym dniu, w danym momencie… Czasem zakląć pod nosem, jeżeli to ma mi przynieść ulgę. Zawsze korzystać z dobrej pogody, a w kiepska leżeć pod kocem.
Żyć najlepiej jak potrafię dla siebie i dla bliskich!
Dziękuję za przepiękne zdjęcia mojej utalentowanej przyjaciółce Adzie, która wspiera mnie już tyle lat! Nigdy nie odmówiła mi zdjęć, czasem sama dopingował abyśmy wyskoczyły na sesje! Bardzo Ci dziękuję!
Stylizacja:
Sukienka: Laurella
Kapelusz: Parfois
Buty: Badura
Kolczyki: Kopi
Płaszcz: Mango