6 tygodni zmian…
Piszę do Was, a mały brzdąc leży na moich kolanach na miękkiej poduszce nieświadomy niczego. Lubi być przy mnie do tego stopnia, że jesteśmy prawie tak nierozłączni jak wtedy gdy byłam w ciąży. Zastanawiam się jak to jest, że tak szybko zapomniałam okres “ciążowy”. Te ostatnie tygodnie były tak intensywne, niespokojne i wypełnione emocjami, że nawet nie pamiętam o porodzie. Szczerze mówiąc dziwię się, że tak szybko można zapomnieć tak niesamowity ból. Natura kobiety i nasze ciała są niesamowite. My kobiety naprawdę mamy moc. Jesteśmy w stanie wyhodować małego człowieka, ciało nam się rozciąga, brzuch rośnie osiągając niebotyczne kształty… aż w końcu rodzimy i jesteśmy w stanie same wykarmić małego skrzata. Coś niesamowitego…
Moje życie totalnie się zmieniło odkąd urodziłam Maksia i choć wiele rzeczy jest dość ciężkich do przejścia, korzyści są naprawdę o wiele większe… Chciałabym podsumować pokrótce najważniejsze zmiany:
1. Czas pędzi jak szalony, to już 6 tygodni wypełnionych karmieniami, przewijaniem, przytulaniem i całowaniem. Dodatkowo mam go troszkę więcej bo Maluszek budzi mnie na karmienia nocne czasem po 3 razy. Mimo to kompletnie nie mam na nic czasu. W wolnych chwilach gdy mały utnie sobie drzemkę staram się ogarnąć dom : włożyć naczynia do zmywarki, pozamiatać, uprać ubrania, poprasować, poukładać. Zrobienie obiadu jest nie lada wyczynem i udaje się tylko jak mały się nie budzi, bo inaczej każda pobudka może spowodować przypalenie lub przegotowanie potrawy 🙂 Z jednej strony się cieszę, że czas szybciej mija bo mały jest większy i silniejszy, z drugiej strony szkoda mi, że tak szybko rośnie…. Tak czy inaczej czas dla mnie, na bloga, na robienie zdjęć czy pogaduszek ze znajomymi skurczył się bardzo, co sprawia, ze czuję się niekompletna…
6 tygodni zmian…
2. Dom to moja baza. Przez ostatnie 6 tyg 90% mojego czasu spędziłam w domu. Co prawda chodzę na spacery, na wizyty lekarskie i po herbatniki do sklepu, ale bywaniem bym tego nie nazwała. Wielkim przełomem był ostatni weekend – byłam z małym na weselu i poprawinach. Dzięki uprzejmości moich rodziców, dochodziłam tylko na karmienie, a resztę czasu spędziłam pląsając po parkiecie. Czułam się nieswojo, jakby ktoś wpuścił mnie z klatki i co chwilę patrzyłam na drzwi, szukając taty, który wezwie mnie na karmienie. Mały sprawił mi jednak prezent i miedzy 19 a 3 tylko raz był głodny. Chyba wyczuł, że mama potrzebuje rozrywki. Tak czy inaczej dom to moja baza, dobrze, ze lubię w nim spedzać czas i podoba mi się moja przestrzeń, bo inaczej byłoby mi ciężko w nim wysiedzieć.
3. Karmienie piersią – największe wyzwanie ostatnich 6 tygodni. Już w czasie ciąży postanowiłam karmić piersią, dlatego pierwsze tyg życia małego poświęciłam na nauczenie się karmienia. Te kobietki które już mają dzieci wiedzą, że często karmienie choć to naturalna sprawa to tak naprawdę walka. Ty musisz nauczyć się przystawiać malucha, robić to na żądanie ( im częściej przystawiasz, tym lepszą laktację osiągasz) , twój maluch musi nauczyć się łapać i ssać efektywnie by wypijać także mleko drugiej fazy pojawiające się później podczas karmienia. Sporo rzeczy do nauczenia. Dlatego dużo czytałam ( książek i blogów o laktacji ) , bo nie chciałam by jak za pierwszym razem z Weroniczką, lekarze i położne, które uwierzcie mi zazwyczaj mało wiedzą o laktacji nie wciskali mi kitu i nie zniechęcili mnie do karmienia, choć zniechęcić się łatwo. Po tych 6 tygodniach bólu, płaczu i ćwiczenia mojej cierpliwości idzie dobrze, choć czasem jak się czymś martwię… dzwonię do przyjaciółek – matek, bądź wertuje internet. Walczę bo wiem, że mam tę moc, choć prościej czasem byłoby dać butelkę. Mam nadzieję, że przede mną długa droga mleczna…
6 tygodni zmian…
4. Nareszcie jem zdrowo – na początku oczywiście jadłam same najbardziej lekkostrawne rzeczy – typu pierś z kurczaka, gotowana marchew, ziemniaki z wody, na kolacje bułka z szynką, kompot z jabłek itd. Na szczęście jadąc na ważenie małego trafiłam na fantastyczną lekarkę – doradcę laktacyjnego, która kazała mi jeść wszystko oczywiście w granicach rozsądku. Powiedziała, że mając dietę bogatą w owoce, warzywa, kasze, ryby i chude mięsa zrobię sobie i dzidziusiowi prezent. To była najlepsza rada jaką mogłam dostać. Skończyłam bezsmakową dietę i zaczęłam zdrowo ale smacznie jeść. Wprowadzam ciągle nowe produkty i obserwuje małego czy mu odpowiadają, zaakceptował nawet czosnek, który jadłam podczas przeziębienia. Także restrykcyjna dieta podczas karmienia to mit.
5. Największym problemem młodych mam jest brak snu. Okazało się, że da się egzystować dwa tygodnie śpiąc po 2/3 godziny dziennie. Co prawda kojarzenie gorsze, dodając baby blues i ciągłe wzruszenie, brak snu dobija jeszcze bardziej ale da się żyć. Wiem już, że każda noc może być inna. Kiedyś szczęśliwa zadzwoniłam do przyjaciółki chwaląc się, że mój synek przespał dwie noce po 7 godzin, usłyszałam, ciesz się tym ale to się zmieni. Przyjaciółka miała racje, kolejne 5 nocy budził się po 3 razy na karmienie. Na szczęście mały zaakceptował tryb nocny i śpi o wiele więcej w nocy, za to w dzień daje mi popalić.
6. Będziesz potrzebować pomocy. Dni mijają szybko wypełnione obowiązkami i miłością. Nigdy chyba nie doświadczyłam tyle miłości i czułości co teraz… Najbliżsi przez pierwsze tygodnie opiekowali się mną i doglądali by niczego mi nie brakowało. Na szczęście Mąż miał urlop i mógł się zająć starszą córeczką, siostra z mamą pomagały mi w domowych obowiązkach, bo maluch wisiał na piersi i nie miałam szans by czymś się zająć, a jak miałam czas byłam tak zmęczona, że wybierałam sen zamiast prasowania. Dlatego pomoc i wsparcie bliskich jest nie do ocenienia.
7. Rycz mała rycz, płacz maleńka płacz – i nie piszę tu o maleństwie, tylko o biednej styranej porodem mamie, której hormony nie dają odpocząć. Płakałam przynajmniej raz dziennie przez dwa tygodnie. Powody były różne : bałam się, że nie podołam, bałam się że nie wykarmię małego, że źle ssie, że może nie przybiera, że siedzę w domu a świat idzie do przodu, że wyglądam jak zombie i Mąż znajdzie sobie ładniejszą i nie płaczącą z byle powodu, że zaniedbuję córkę i kiedy ona się zrobiła taka duża, że nie mieszczę się w ubrania, że już nigdy nie będzie tak samo…… mnóstwo powodów, mnóstwo wzruszeń…. które na szczęście mijają… i ślad po nich ginie. Także biedne młode mamy, musicie przeżyć swoje a później będzie lepiej…
8. Będziesz doceniać przyjaciółki – mamy. Dobrze, że mam darmowe rozmowy do wszystkich sieci bo bym zbankrutowała. Prawie codziennie dzwoniłam do przyjaciółek – mam, pytając ich jak było u nich jak sobie radziły, co oznacza zielona kupa, a jakie szczepienia wybierały, czy też zdarzyło im się płakać bo bały się o maleństwo i czy jadły buraki bo podobnież po nich dzieci płaczą… a tak naprawdę nie liczyły się odpowiedzi, tylko rozmowa z kimś kto przeżywał to samo. Pamiętajcie o tym !!!
9. Nigdy nie myślałam, że karmiąc malucha będę miała dużo czasu na kulturę – czyli oglądanie filmów, seriali, czytanie książek i magazynów. Jeden dzień to jeden film, lub jeden przeczytany magazyn, a to wszystko podczas karmienia 🙂
10. Morze miłości, czułości i bliskości – czyli na koniec najważniejsze. Jestem kochana i kocham szaleńczo. Jestem potrzebna i potrzebuje moich dzieciaczków, Męża, przyjaciół… Czuję się jakbym pływała w morzu wypełnionym miłością. Co prawda oprócz niej jest mnóstwo obowiązków, problemy ale wszystko jest do przejścia póki jesteśmy zdrowi i się kochamy.
6 tygodni zmian…